Żałoba na raty i leasing na łzy – czyli influencerka w żałobie
Najlepiej klikają się groby
(czytaj: jak zasięg rośnie na cudzym cierpieniu — i na twoim własnym też, jeśli dobrze ustawisz światło).
Zaczęło się niewinnie. Rok 2002. Justyna Steczkowska w „Vivie” – sesja zdjęciowa na Starych Powązkach, wywiad o śmierci ojca. Stylizacja. Powaga. Zaduma. Krytycy nie wiedzieli, czy płakać, czy otwierać szampana z zażenowania. Dziennikarze przyznali gazecie nagrodę Hieny Roku.
Dziś? Ten sam materiał poszedłby na Reelsa z hashtagiem #trauma i współpracą z marką… produkującą nagrobki. I sypałyby się serduszka, komentarze, udostępnienia. Bo dzisiaj z cierpienia się żyje. A ból się branduje.
Trauma jako format
Łzy w czarno-białym filtrze, melancholijna muzyczka w tle, podpis: „To będzie trudny post…”. Albo dramatyczne wyznanie: „Tydzień temu zdiagnozowano u mnie …”. Publiczność reaguje w punkt:
- „Jesteś taka dzielna”
- „Płaczę razem z tobą”
- „Nie poddawaj się, kochana”
Algorytm tańczy z radości. Feed płonie. A bohaterka dramatu? Ma nową współpracę, nową paczkę followersów i pisze e-booka za 27 zł: „Jak przeżyć trudne chwile i zbudować markę osobistą na przeciwnościach”.
TRAUMA PERFORMANCE FEED™
Tak nazywam nowy format, który działa jak złoto: zarządzać cudzą empatią lepiej niż własną terapią. Bo dziś spektrum tragedii stało się walutą zasięgową.
- Rak – pełna dokumentacja, live’y z chemioterapii i e-book „Jak mówić dzieciom, że mama jest chora”.
- Depresja – czarno-białe selfie, plansze „Nie bój się prosić o pomoc” z afiliacyjnym linkiem do aplikacji.
- Poronienie – seria stories „Mówiłam, że to się dzieje” + podcast o „stracie, której nie widać” (sponsor: suplementy z żelazem i B12).
- Śmierć rodzica – rolka z cmentarza, muzyka Chopina, podpis: „Dziękuję za wszystko. Patrzysz na mnie z góry”.
- Rozpad związku – karuzela na insta: puste mieszkanie, dramatyczna muzyka, opis: „I tak wygląda początek mojego nowego życia”.
Zwykła autentyczność już się nie klika. Klikają się łzy. Klika się żałoba. Klikają się dramaty podane na srebrnej tacy z CTA: „kup, udostępnij, kliknij, zostaw serduszko”.
Podwójna pułapka
Bo teraz jesteś w kropce: nie klikniesz – jesteś bez serca. Skrytykujesz – jesteś hejterką. Udostępnisz – właśnie pomogłaś kampanii, którą ktoś wcześniej dokładnie rozpisał w kalendarzu publikacji.
I wiesz, co jest w tym najgorsze? Że to działa. Naprawdę zajebiście działa. Realne emocje przegrywają z dobrze opakowaną narracją o emocjach.
Prawdziwe dramaty
Ten, kto naprawdę cierpi, często milczy. Nie ma siły nic wrzucać. Nie kręci łzawych rolek. Nie myśli o feedzie i zasięgach. Siedzi sam ze sobą w swojej żałobie, bez filtra, bez lajków, bez planu publikacji.
A ci, co potrafią? To ich arsenał: statyw, filtr, opis „tak ciężko, ale się nie poddam” i ryczenie na live. Oni lecą jak burza. Bo algorytm nagradza łzy i dramy bardziej niż realny wysiłek. Bo współczucie stało się najcenniejszą walutą zaangażowania. Bo żałoba to content.
Granica człowieczeństwa
Jest w tym coś potwornie ludzkiego. I jednocześnie strasznie nieludzkiego. Prawdziwe dramaty nie mają filtrów, muzyczki ani CTA z czarnym serduszkiem. Prawdziwe dramaty siedzą cicho, z oczami wlepionymi w ekran, zastanawiając się, czy nazbierają w tym miesiącu na leki.
Prawdziwe dramaty są na Siepomaga i Zrzutce. Bez współprac. Bez sponsorów. Zostaje tylko blik i błaganie o pięć złotych.
