Syndrom biedaka, czyli subskrypcja na wieczne frajerstwo
Syndrom biedaka + trauma rodowa po owcy
To nie jest zwykła bieda. To bieda duchowa, energetyczna i historyczna.
Bo jeśli nie masz pieniędzy, to przecież nie dlatego, że pracujesz na trzech etatach, spłacasz kredyt i żyjesz w państwie w zapaści.
Nie.
To dlatego, że – jak ci wmawiają – masz syndrom biedaka.
Nie umiesz „przyjąć obfitości”.
Albo – jeszcze lepiej – twoja praprapraprababka była księżniczką, ale wyszła za pasterza z nizin energetycznych.
On wypasał nie tylko owce, ale i niskie wibracje. I od tamtej pory, siedem pokoleń później, ty – dziewczyno z JDG i smartfonem za dziesięć tysięcy – niesiesz traumę braku królewskiego przepływu.
Mechanizm winy
I tu się zaczyna majstersztyk manipulacji.
Nie bronisz się, bo przecież nie chcesz być tą, która „odrzuca pieniądze”.
Chcesz być jak one – błyszcząca, przyjmująca, z pełnym kontem i wakacjami życia co kwartał.
Więc zamiast powiedzieć: „To pierdolenie”, mówisz: „Okej, może faktycznie mam jakieś blokady…”.
I już jesteś wciągnięta. Już cię mają.
Za chwilę klikniesz link i podasz numer karty. Bo przecież „inwestujesz w siebie”.
Elastyczna narracja
Syndrom biedaka jest tak sprytnie skonstruowany, że można nim obwinić wszystko.
Masz długi? Syndrom biedaka.
Nie kupujesz kursu? Syndrom biedaka.
Zastanawiasz się, zanim wydasz jedenaście tysięcy? To trauma przodków, którzy bali się złota.
I właśnie o to chodzi. Nie, żeby ci pomóc. Tylko żeby cię złamać.
Żebyś zawsze była idealna do formatowania przez kolejne szkolenie, warsztat czy kurs z uzdrawiania rodowych pętelek.
Trauma biedy to biznes model. A syndrom biedaka to twoja subskrypcja.
Zatrzymaj się
Jeśli więc dziś znowu myślisz: „Może ja naprawdę mam jakiś lęk przed pieniędzmi” – to się zatrzymaj.
Może masz po prostu rozum.
A jeśli ktoś się oburzy na ten felieton – wiem, że trafiłam. W narrację, w system, w szklankę z wodą księżycową.
Smacznego.
Wasza wiecznie nieprosperująca, ale jakże wolna – cyfrowa czarownica, która nie lubi owczego pędu.
Z syndromem biedaczki tak dużym, że codziennie rano konkuruje z jej wyjebanym w kosmos ego.

Najbardziej perfidne jest to, że ta narracja żeruje na czymś bardzo realnym poczuciu winy i społecznej presji. Bo kto powie na głos: „Nie kupuję kursu, bo to piramida na emocjach”? To tak jakby przyznać się, że jest się dusigroszem albo jeszcze gorzej człowiekiem, który nie wierzy w „obfitość”.
DOKŁADNIE TAK.
Bo tu nawet nie chodzi o te kursy. Chodzi o to, że ktoś zbudował cały system, w którym czujesz się winna, że nie chcesz wejść w jego schemat. Nie kupujesz? To znaczy, że boisz się sukcesu, masz blokady, albo jesteś sknerą, która nie inwestuje w siebie.
Czyli: każda odpowiedź inna niż „kupuję” = jesteś gorsza.
Dzięki za ten komentarz. Trzeba o tym gadać bez poczucia winy.