sesja foto me kachel

Moja sesja okładkowa nie istniała. Czy to koniec świata, jaki znamy?

Wyobraź to sobie. Dziś miałam sesję zdjęciową na tył okładki mojej książki. Wstałam o 5 rano, żeby zdążyć na makijaż. Potem przyjechała stylistka z trzema walizkami ciuchów. W profesjonalnym studiu czekała już na mnie jedna z najlepszych fotografek biznesowych w kraju. Światła, blendy, asystenci podający wodę. Cały ten cyrk, który znasz zza kulis wielkich produkcji…

Nie, kurwa. Właśnie, że nie.

Prawda wyglądała tak: siedziałam przy kuchennym stole, w jednej skarpetce, bo druga gdzieś zaginęła w akcji. Na sobie miałam powyciąganą bluzę, a na głowie tarantulę z warkoczy spiętych klamrą, żeby mi nie wchodziły w oczy. Piłam kawę. I w ciągu 30 minut, klikając, gadając do mikrofonu i wpisując kilka komend w „nano banana”, wygenerowałam setkę zdjęć. Studyjnych. Idealnych. Z perfekcyjnym światłem i ostrością, której nie powstydziłby się najlepszy fotograf.

I wiesz co? Patrzę na te zdjęcia i czuję dwie rzeczy jednocześnie. Zachwyt i przerażenie. Bo one są doskonałe. To jestem ja, ale jakaś wersja premium, bez jednego dnia pracy, bez wysiłku, bez tej całej otoczki, która do tej pory definiowała profesjonalizm. A skoro tak, to coś we mnie umiera. Umiera szacunek do rzemiosła, do godzin pracy fotografa, do jego oka, do całego wysiłku, który do tej pory był potrzebny, żeby stworzyć iluzję.

Kocham AI i nienawidzę go równie mocno.

Kocham, bo dało mi, rebeliantce, narzędzie, które pozwala obejść system. Nie muszę płacić tysięcy, czekać tygodniami na termin i prosić się o uwagę wielkich nazwisk. Mogę to zrobić sama, tu i teraz. Ale nienawidzę, bo czuję, że właśnie stoimy na cmentarzu. To nie jest historia o sesji zdjęciowej. To jest nekrolog dla świata, który znaliśmy. Świata, w którym istniała jeszcze jakaś weryfikowalna granica między tym, co prawdziwe, a tym, co wykreowane.

Ta granica właśnie zniknęła. Została starta gumką myszką przez algorytm. Więc w jakim świecie będziemy teraz żyć? Nie wiem. Ale czuję podskórnie, że weszliśmy do mrocznego pokoju bez wyłącznika światła. I dopiero uczymy się w nim poruszać po omacku.

Filozof Jean Baudrillard pisał: „Pustynia rzeczywistości jest coraz większa”. Nie sądziłam, że dożyję czasów, kiedy ta pustynia będzie tak piękna, tak fotorealistyczna i tak przerażająco pusta. W świecie, w którym możemy wygenerować każdą iluzję, każdą perfekcyjną wersję siebie – co, u diabła, staje się z wartością prawdy?

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *