zdziry z fejsa w oceanie

Zapomnij o Błękitnym Oceanie. Buduję Ocean J.E.B. i wpuszczam do niego tylko jedną rzecz

Na tych wszystkich gównianych kursach z marketingu wciskają ci tę samą, nudną bajeczkę o dwóch oceanach. Brzmi jak mądrość objawiona, a tak naprawdę to tylko ładnie opakowany banał, który ma trzymać cię w poczuciu winy.

Najpierw jest Czerwony Ocean. Woda jest czerwona od krwi, potu i łez. Pływają w nim rekiny, barakudy i inne korporacyjne skurwysyny. Tłok jak na SOR-ze w poniedziałek rano. Wszyscy żrą się nawzajem o te same resztki, o tego samego, zmęczonego życiem klienta. Dzień w dzień walka o tlen. Podgryzanie płetw, wyrywanie sobie żarcia z pyska. Brzmi jak twoja branża? No właśnie.

A potem kołcz, z błyskiem fałszywego mesjasza w oku, szepcze ci o raju. O mitycznym Niebieskim Oceanie. Dziewiczy rynek, gdzie jesteś tylko ty, twoje zajebiste pomysły i klienci z portfelami otwartymi jak gęby pelikanów. Cisza, spokój, żadnej konkurencji. Problem w tym, że ten cholerny ocean istnieje tylko w prezentacjach w PowerPoincie. A nawet jeśli na chwilę się pojawi, to zaraz zleci się stado wygłodniałych piranii i zrobi ci z twojego raju czerwone bajoro.

I tak siedzisz. Albo toniesz w czerwonym, czując, jak metaliczny posmak krwi wypełnia ci usta, albo marzysz o niebieskim, goniąc za horyzontem, który nie istnieje. W dupie mam te teorie. W dupie mam te oceany.

Tworzę nowy. Mój własny. Nazywa się Ocean J.E.B.

Na razie jest w nim przerażająco pusto. Nie ma ani jednej ryby. Jest tylko woda i absolutna, ogłuszająca cisza. Przestrzeń tak wielka, że mogłabyś dostać agorafobii. I to jest w tym najpiękniejsze. Bo w tej pustce to ja ustalam zasady. Ja jestem tu, kurwa, stwórcą. Panią Bożką, która decyduje, jakie życie ma tu powstać.

Myślisz, że wpuszczę do niego te same, wkurwiające rekiny z czerwonego oceanu? Nie. Będę czekać na mityczne, srające tęczą jednorożce z niebieskiego? Też nie. Ja do swojego oceanu wpuszczę tylko jedną, jedyną rzecz. Coś, co jest jak pierwotny budulec życia. Coś, co jest jak tlen.

ODWAGĘ.

Wrzuciłam do tej pustki całą odwagę, jaką miałam. Odwagę, żeby robić rzeczy po swojemu, nawet jeśli nikt tego nie rozumie. Odwagę, żeby pisać to, co myślę, a nie to, co się dobrze klika. Odwagę, żeby budować kurwa coś z absolutnego niczego.

I wiesz, co się dzieje, gdy woda jest nasycona odwagą? Zaczyna przyciągać. Ale nie rekiny. Nie jednorożce. Do takiego oceanu same wpływają najciekawsze, najdziwniejsze okazy w całym wszechświecie. Inne odważne stworzenia, które też mają dość pływania w tym całym systemowym gównie. Pojawiają się inteligentne, wieloramienne ośmiornice. Tajemnicze kalmary. Pojebane, ale fascynujące koniki morskie. A od czasu do czasu wpłynie jakiś potężny kraken, żeby rozjebać nudę.

Nie musisz walczyć w czerwonym szlamie. Nie musisz śnić o niebieskiej iluzji. Stwórz swój własny ocean. Choćby na początku miał wielkość kałuży na chodniku. A potem wrzuć w niego całą swoją odwagę i patrz, co się, kurwa, stanie.

Więc powiedz mi. W jakim oceanie dziś pływasz? (I daruj sobie odpowiedź, że w gównie. To zbyt oczywiste.)

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *