INSTRUKCJA OBSŁUGI DEMONA

Mam w głowie pasożyta. Ma na imię Kurwex. A ty?

Jest taki cichy, jadowity głos, który znasz. Gwarantuję ci. Nie musisz się do niego przyznawać na głos, ale wiesz, o czym mówię. To ten wewnętrzny, perfekcyjnie skrojony na miarę twoich najgłębszych lęków, osobisty, mały, prywatny potwór. Dziś postanowiłam nazwać swojego. Ma na imię Kurwex. Dlaczego? Bo jak coś ma, kurwa, imię, to w końcu można temu symbolicznie jebnąć w ryj. A ja dzisiaj mam na to szczególną ochotę.

Kiedy odpala się Kurwex? Krótka instrukcja obsługi pasożyta.

Kurwex to nie jest jakiś tam randomowy zły humor. O nie. To jest wyspecjalizowany, precyzyjny skurwiel. Odpala się zawsze wtedy, kiedy jestem najbardziej bezbronna. Kiedy jestem totalnie, fizycznie i psychicznie, zmęczona. Kiedy jestem przeciążona projektami. Albo – co najgorsze – kiedy po prostu chcę przez pięć, pieprzonych minut, pobyć sobą i poczuć odrobinę satysfakcji. A teraz? Teraz jest jego ulubiony czas. Poprawiam jedną książkę po dwunastu betareaderach, jednocześnie piszę drugą, a trzecia leży na dysku i patrzy na mnie z niemym wyrzutem. A do tego dochodzi mój jak najbardziej realny, twardy biznes, który ostatnio trochę zaniedbałam, nurzając się w meandrach literatury.
I właśnie wtedy, gdy siadam z kawą i myślę: kurwa, ale zapierdalam, on wjeżdża. Na pełnej kurwie. Zawsze z tym samym, nudnym, ale jakże skutecznym repertuarem.

Playlista największych przebojów twojego wewnętrznego krytyka.

Znasz te hity. To playlista, którą każda z nas słyszy od dziecka, tylko w różnych aranżacjach. Kurwex odpala swoje kombo:

  • „Jesteś do niczego. Zobacz, ile jeszcze masz do zrobienia.”
  • „Za stara jesteś na te całe pisanie. I za gruba. I za brzydka. Kto cię będzie słuchał?”
  • „Nie umiesz pisać. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Ludzie zaraz się zorientują, że jesteś oszustką.”
  • „Pamiętasz te reklamy, na które wydałaś kasę? Gówno, a nie zwrot. Nie umiesz w marketing.”
  • „Tak w ogóle to niczego nie ogarniasz. Jesteś po prostu śmieciem w wersji glamour.”

I tak dalej. I tak dalej. Ten sam, zapętlony, toksyczny refren. Brzmi znajomo, prawda?

Skąd się, kurwa, wziął ten potwór w naszych głowach?

**WAŻNE: To nie jestem ja. I to, kurwa, nie jesteś TY.**
To ten pierdolony, mentalny PASOŻYT. Wirus, którego wszczepiono nam w oprogramowanie, kiedy byłyśmy małe. I od tamtej pory był regularnie karmiony i tuczony. Czym? Cudzymi oczekiwaniami. Niekończącymi się porównaniami do „grzeczniejszych” sióstr i „lepszych” koleżanek. Presją, żeby być idealną. I tymi wszystkimi, jebanymi, perfekcyjnymi obrazkami sukcesu i ciała z filtrami, które codziennie wlewają nam się do mózgu z Instagrama.
A my – zwłaszcza moje pokolenie, pokolenie kobiet 40+ – nauczyłyśmy się z tym głosem żyć. Co gorsza, nauczyłyśmy się z nim działać, jakby był naszym pieprzonym, wojskowym kompasem. Uwierzyłyśmy w mit, że ta codzienna dawka jadu, ten ciągły, wewnętrzny opierdol, jest nam niezbędny, żebyśmy się w ogóle „ogarnęły” i ruszyły dupę do roboty.

Dziś mówię: dość. I zapraszam cię do mojej małej rewolucji.

Koniec. Serio. Wypierdalam go z mojej głowy. Albo przynajmniej próbuję.
Dzisiaj jest ten dzień, w którym nazwałam tego skurwiela po imieniu. Dzisiaj patrzę mu prosto w jego małe, gadzie oczy i z całą siłą, na jaką mnie stać, mówię: **Kurwex, SPIERDALAJ.**
I teraz, kiedy już pozbyłam się na chwilę własnego demona, mam dla ciebie zadanie. Wezwanie do broni.
Jak ma na imię twój pasożyt?
Nie wiesz? To, kurwa, usiądź teraz na dupie i go nazwij. Daj mu imię. Zobaczysz, jaką to ma moc. A potem powiedz mi, co ten twój mały skurwiel ostatnio szeptał ci do ucha, kiedy myślał,- że nikt nie słyszy?

Pisz w komentarzu. Podziel się. Wyrzuć to z siebie. Bo ja też muszę wiedzieć, że nie jestem w tym sama.
Przestańmy w końcu, kurwa, udawać, że musimy być non stop silne jak pomniki.
Pokażmy, że jesteśmy prawdziwe. I że czasem, po prostu, mamy dość.

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *