Byłam na dziesiątkach networkingów. Oto raport z przedsionka piekła

Sekcja zwłok polskiego networkingu.  

Są miejsca, które istnieją poza czasem i przestrzenią. Miejsca, w których zawieszane są prawa fizyki, logiki i zdrowego rozsądku. Jednym z takich miejsc jest czyściec. Drugim – sala konferencyjna wynajęta na potrzeby Inspirującego networkingu.

Byłaś tam. Wiem, że byłaś. Ja też tam byłam X razy. I każda z nas, która choć raz w życiu pomyślała, że prowadzi firmę i powinna wyjść do ludzi, otarła się o ten sam, oblepiający duszę lukier. O tę samą, pastelową scenografię złożoną z balonów, roll-upów z inspirującymi cytatami i szwedzkiego stołu, na którym królują bezglutenowe brownie i prosecco o temperaturze pokojowej.

To jest rytuał przejścia. Płacisz 100/200/300 zł za bilet (plus VAT), wciskasz się w swój najlepszy, beżowy garnitur/sukienkę i wchodzisz do królestwa obietnic. Obiecali ci  wspierające kręgi,  autentyczne relacje, które monetyzują  i aa właśnie – synergię biznesu. A co dostałaś?

Uścisk wilgotnej dłoni, plik wizytówek, które zatopią się w czeluściach twojej torebki, i to jedno, cholerne, nieśmiertelne pytanie, które unosi się w powietrzu jak tania mgiełka zapachowa: A TY CO ROBISZ, KOOOOOOCHANA?”.

To nie jest pytanie. To jest hasło. A odpowiedź na nie klasyfikuje cię w tej starannie ułożonej, choć niewidzialnej, hierarchii. Giełda potencjału. Teatrzyk wzajemnej adoracji, w którym aktorki płacą za bilety, żeby oglądać siebie nawzajem.

Przez lata obserwacji wyodrębniłam cztery archetypy bohaterek, które spotkasz na każdym takim spektaklu. Oto mój przewodnik polowy, który pomoże ci przetrwać następnym razem. Albo – co bardziej prawdopodobne – utwierdzi cię w decyzji, żeby nigdy więcej tam nie wracać.

Archetyp 1: Królowa Matka, inaczej Organizatorka

To jej królestwo, jej ul. Ona jest słońcem, wokół którego krążą wszystkie te mniejsze, zagubione planetoidy. Unosi się nad salą, zazwyczaj w zwiewnej, lnianej sukience, z uśmiechem przyklejonym tak mocno, że nie powstydziłby się go sam Joker. Mówi wyłącznie inspirującymi cytatami, które brzmią jak żywcem wyjęte z Pinteresta albo z okładki kalendarza motywacyjnego.

Podchodzi, przytula cię i mówi „jak dobrze cię widzieć, koooooochana”, ale jej oczy – jej oczy to oczy drapieżnika. Ona nie widzi ciebie. Ona skanuje salę w poszukiwaniu kolejnej zagubionej duszy, kolejnej potencjalnej  kursantki , która zasili jej kolejny  autorski program mastermind. Sprzedaje marzenia tak gładko i profesjonalnie, jak nakłada filtr  na swoje stories na Instagramie.

Archetyp 2: Kapłanka z Piramidy, inaczej Ambasadorka MLM

Jej misją nie jest networking. Jej misją jest dawanie możliwości i budowanie społeczności świadomych, niezależnych finansowo kobiet. Jest mistrzynią manipulacji ubranej w strój empatii. Rozmowa z nią zawsze zaczyna się tak samo: od gradobicia komplementów na temat twojej niesamowitej, promiennej energii. Chwilę później dowiesz się, że jedyne, czego brakuje twojej aurze do pełni szczęścia, to jej unikalny produkt: olejek eteryczny, kolagen w proszku, suplement diety albo świeca, która otwiera czakrę obfitości. Ona nie pyta, co robisz. Ona już wie, czego ci brakuje.

JEJ!

Archetyp 3: Wizjonerka w Wiecznej Poczekalni

Ona nie ma produktu. Ona jest w procesie. Właśnie kończy pisać e-booka o odkrywaniu swojego potencjału. Zaraz odpala swój kurs online o autentyczności w biznesie. Myśli nad rebrandingiem marki osobistej, której jeszcze nie ma. Jest tu, żeby poczuć wibracje, znaleźć inspirację i nawiązać kontakty, które pomogą jej w końcu ruszyć z miejsca. Każda rozmowa to darmowa sesja coachingowa, z której czerpie energię na kolejny miesiąc bycia w procesie. Jest urocza w swojej niemocy i tragiczna w swoim samozaparciu. To ona zadaje najwięcej pytań i ona najwięcej notuje w swoim pastelowym notesiku.

Archetyp 4: Uciekinierka na Rozdrożu

To świeża krew. Mięso armatnie tego systemu. Świeżo po rzuceniu znienawidzonego korpo albo na ostatniej prostej do zawodowego wypalenia. Przyszła tu, bo jej terapeutka, albo – co gorsza – kołczka – powiedziała, że musi znaleźć swoją społeczność. Ma w oczach tę rzadką mieszankę strachu i naiwnej nadziei. Jest idealnym, chodzącym celem dla Kapłanki z MLM i łakomym kąskiem dla Królowej Matki. Słucha każdej prelekcji z nabożną czcią, wierząc, że jedno zdanie, jedna złota myśl zmieni całe jej życie. A z każdej rozmowy wychodzi jeszcze bardziej zagubiona i z poczuciem, że tylko ona jedna nie ma jeszcze swojej misji.

Wnioski z sekcji zwłok

Ten cały cyrk to spektakl, który karmi nasze największe lęki i kompleksy. Wymieniacie się kontami na Instagramie, obiecujecie sobie być w kontakcie i wzajemnie się wspierać, a potem wracasz do domu, wchodzisz na jej idealnie wykadrowany profil, widzisz to jej perfekcyjne życie i czujesz się ze sobą jeszcze gorzej.

Prawdziwe wsparcie i prawdziwy networking nie potrzebują biletów, balonów i  brownie. Dzieją się w szarej strefie, w codziennej pracy. Polegają na tym, że gdy twoja robota jest tak dobra, to inne kobiety polecają cię swoim najlepszym klientkom.

Po cichu. Bez fleszy. Bez hasztagów #jestemzajebistawchuj.

Reszta to tylko gówno warty teatrzyk. A rachunek za bilet zawsze płacimy my.

PS. Mam gdzieś jeszcze całą torbę darmowych próbek herbat, olejków CBD i voucherów zniżkowych z takich spędów. Czasem, jak nie mam czym rozpalić w kominku, sprawdzają się idealnie. Przynajmniej tyle z tego siostrzeństwa przyszło. Zawsze coś.

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *