Nie piję matchy, nie mam planera – i jakoś, kurwa, żyję

Poniedziałek kontra internetowe rady

Budzik napierdala jak opętany. Drzemka. Znowu. Czuję się, jakby mnie przejechała emocjonalna betoniarka, cofała i poprawiła jeszcze raz.

Kołczerka od produktywności pisze: „Wstań z intencją. Poczuj wdzięczność. Zaparz zieloną herbatę. Zrób plan”.

Ja: wstaję z intencją, żeby nie rzucić wszystkim w cholerę. Moja wdzięczność? Że nie muszę się dziś bić o respirator. Herbatę piłam w przedszkolu na wkurw. Plan? Przetrwać. Z kawą. Bez płaczu.

Mail od księgowej: „Zapłaciłaś ZUS?”. W spamie: PDF za 199 zł od kołczki, która nauczy mnie „jak mieć balans i klientki z polecenia”.

LinkedIn mówi: „Odpowiedz na wiadomości. Zrób networking. Bądź aktywna!”. Ja: chciałam, ale mój system operacyjny się zawiesił. Odpięłam się w trybie awaryjnym. I jest okej.

Kawa. Czarna jak moje nadzieje. Zimna pizza z wczoraj, chociaż jestem na keto. Kawałek starego życia na talerzu – orgazm cukrowy zastępczy. Też się liczy.

Kołcz od żywienia w podcaście gada: „Zacznij dzień od smoothie bowl z jagodami. Poczujesz energię i radość”. Ja: jagody widziałam ostatnio w dżemie z Biedry. Moje bowl to miska z promocji z Auchan, w której płacze resztka chińskiej zupki. A raczej to, co z niej zostało.

Mentorka od wizerunku mówi: „Ubierz się jak liderka, wyglądaj profesjonalnie, nawet w domu!”. Ja: powyciągana sukienka z lumpa i skarpetki w Mikołaje. Przynajmniej nie udaję nikogo innego niż siebie.

Praca. Klikam. Scrolluję. Fejs. TikTok. Insta. LinkedIn. X. Znowu klikam. Udaję, że mnie to obchodzi.

Kołcz od efektywności radzi: „Działaj w cyklach pomodoro – 25 minut pracy, 5 minut przerwy”. Moje pomodoro to ketchup, który kapnął mi na sukienkę. Cykl: zmęczenie – wkurw – prokrastynacja – wyrzuty sumienia – repeat.

20:00. Czas na „rytuały wdzięczności”. Zamiast afirmacji mam Netflixa i kanapę. Zamiast świeczki – światło z lodówki. „Zjedz mnie, jesteś na keto” – powie boczek. Ale wybiorę kebab. Po to Bóg internetów stworzył Pyszne.pl.

Mentorka duszy szepcze: „Powtarzaj przed snem: jestem światłem. Jestem mocą. Jestem obfitością”. Ja: jestem zmęczona. Jestem obfita w tłuszcz. Jeszcze bardziej obfita w emocje.

I wiesz co? Nie wstaję o piątej rano. Nie piję matchy. Nie kupuję planerów z cytatami. Nie klikam „kup teraz” pod kolejnym kursem z kodem RÓBTOZA333. W każdy poniedziałek otwieram oczy i jakoś, kurwa, żyję.

Bez kręgu kobiet. Bez live’ów motywacyjnych. Bez rytuału wybaczania. Z kawą. Z bólem głowy. Z tabletką na nadciśnienie. Z resztkami godności. I z jedną myślą – parafrazując hymn Polski: jeszcze nie zginęłam.

A ty?

Jak wygląda twój poniedziałek? Co cię wkurwia, śmieszy, dobija? Napisz. Nie dla algorytmu – dla siebie. Albo chociaż dla mnie. Bo jak coś, to siedzę tu z zimną pizzą i też walczę o przetrwanie.

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *