Lejek, który leje wodę. Jak nie dać się wycedzić z kasy

Lejek w kuchni czy w biznesie?

Jeśli myślisz, że lejek to coś, czego używasz tylko do przelewania rosołu do słoików, to ten tekst może właśnie oszczędzić ci kilka tysięcy złotych. Bo w marketingu lejek też istnieje – i potrafi odcedzić ci portfel do cna.

Widziałam dziś reklamę, która zaczynała się wielkim krzykiem, a kończyła obietnicą rozwiązania wszystkich problemów w tydzień. Brzmiało jak marzenie, pachniało jak ściema. I od razu przypomniałam sobie, ile razy w życiu wlazłam w taki „lejek” i jak boleśnie kosztowała mnie ta wycieczka.

Lejek marketingowy to proces sprzedaży. Ty jesteś ziemniakiem, oni – obieraczką. Wrzucają cię na górę, prowadzą krok po kroku, a na dole wypadasz już jako klientka: usmażona frytka z lżejszym portfelem.

Dla sprzedawcy to strategia. Dla ciebie – jeśli trafisz na uczciwego – to pomoc w podjęciu decyzji. Jeśli nie… to jazda bez trzymanki po twoje pieniądze. Dlatego dziś rozkładam na czynniki pierwsze dwa rodzaje lejków: ten, który leje wodę – i ten, który leje wartość.

Lejek, który leje wodę

Brudne mechanizmy w skrócie:

  • Szok i dramat w tytule – trafiają dokładnie w twój największy ból.
  • Publiczne deptanie konkurencji: tylko ten jeden sposób działa. Oczywiście błyskawicznie.
  • Screeny i wykresy bez kontekstu, do tego opinie wygenerowane przez AI i zdjęcia rzekomych klientów.
  • Udawana „indywidualna opieka”, która w rzeczywistości jest taśmową automatyzacją.
  • Darmowy webinar jako psychologiczna kotwica, budująca presję i manipulująca emocjami.
  • Armia wyznawczyń w komentarzach (często boty), które tłumią wszelki sceptycyzm.

Efekt? Podgrzewają cię, pryskają cudzym sukcesem i mówią: „Chcesz tak samo? Kliknij tu.” Klikasz, płacisz, a w mailu ląduje paczka gówienek w złotych papierkach – i instrukcja, jak masz się nimi zachwycać.

Lejek, który leje wartość

Tu działa inna filozofia:

  • Przyciągają uwagę bez krzyków i alarmów – zaczynają od pytania lub sytuacji, którą znasz.
  • Dają wartość jeszcze przed sprzedażą – mini-audyt, narzędzie, konkretna porada.
  • Pokazują historie z kontekstem: co było robione, ile trwało, jakie były trudności – i kto faktycznie w tym uczestniczył.
  • Dają ofertę z wyborem – jasne warunki, czas na decyzję, bez migających zegarów.
  • Opiekują się po zakupie – kontakt, odpowiedzi, wsparcie.
  • Pokazują realne rezultaty – nie obietnice złotych gór, tylko faktyczne zmiany.

Efekt? Masz przestrzeń i fakty. Kupujesz, bo chcesz – a nie dlatego, że ktoś cię zagadał i przestraszył.

Test bezpieczeństwa – uciec czy zostać?

Jeśli w ofercie widzisz trzy lub więcej z tych punktów, uciekaj:

  • Zegar tyka, ostatnie miejsca, tylko dziś bonus.
  • Historie bez kulis – zero kosztów, zero trudności, same fajerwerki.
  • Obietnice ogólne, bez szczegółów – „magiczna metoda”, „sekret sukcesu”.
  • Pytania o szczegóły zbywane ogólnikami – „dowiesz się w programie”.
  • Komentarze brzmią jak sztuczny chór – same imiona, te same emotki, ten sam zachwyt.
  • Na wejściu złote góry, a bramką jest „darmowy” webinar kończący się ofertą za kilka tysięcy.

Nie chodzi o to, żebyś nigdy nie wchodziła w lejki. Chodzi o to, byś wiedziała, w którym jesteś – i czy właśnie ktoś leje ci do głowy wodę, czy podaje realną wartość.

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *