Nie, kurwa, nie kocham swoich fałd. I mam do tego prawo

Edyta, która nie chce na siebie patrzeć

Właśnie przeczytałam, że Edyta Górniak powiedziała wprost: nienawidzi oglądać siebie na ekranie, bo wygląda grubo. I chwała jej za to. Serio. Nie za śpiewanie do wody i wibracje 5D, tylko za to jedno, zwyczajne, ludzkie zdanie:

„Jestem gruba, we wszystkim wyglądam grubo i już nienawidzę patrzeć na siebie na ekranie.”

Szczerość zamiast #selflove

Nie było tam ani „kocham każde swoje centymetry”, ani „każde ciało jest piękne”. Było tylko: „nie mogę na siebie patrzeć”. Bez hasztagu #selflove, bez zdjęcia w wannie z płatkami róży. Wreszcie ktoś z mainstreamu odważył się być nielansowalny.

A przecież dziś tak nie wypada. Bo mamy „kochać siebie”, „świętować krągłości”, a każde „nie lubię siebie” to już toksyczność, patriarchat i zdrada ruchu body-positive. A może czas powiedzieć: nie, kurwa. Dziś nie lubię siebie. I to nie jest sabotaż. To jest szczerość.

Chuda, ale w rozsypce

Dwa lata temu spektakularnie schudłam. Byłam na keto, zero apetytu. Ale to wcale nie było keto. To były problemy tak zajebiste, że nie pozwalały mi jeść. Tyle że nikt nie musiał o tym wiedzieć. Wstawiałam swoje wychudzone zdjęcia i cieszyłam się, że przynajmniej wyglądam „fit”.

Ryj mi spadł, skóra zaczęła wisieć, byłam permanentnie zmęczona i smutna. Ale wystarczył odpowiedni kadr, filtr i narracja o cudownym, chudym życiu leciała w neta. Po dwóch latach? Pstro.

Nie cierpię tej narracji

Nie cierpię tego gadania, że mam kochać swoje fałdy i ocierające się uda. Nie da się kochać bolących kolan. Nie da się kochać tego, że żeby polatać na szpilkach, muszę wziąć tramadol. Nie chcę słuchać o „wewnętrznej bogini”, która właśnie zeżarła paczkę ciastek i ma w dupie mantry.

Czy jesteśmy chude z wiszącym ryjem, czy grube w majtkach uciskowych, w środku jesteśmy takie same – zmęczone, sfrustrowane, nieidealne. I mamy do tego prawo.

Dość szantażu emocjonalnego

Mam dość coachów od miłości do siebie i zabijania wewnętrznych krytyków. Mam dość afirmacji, że jestem „wystarczająca” nawet wtedy, gdy leżę, żrę pizzę i scrolluję rutyny 20-latki z TikToka. Mam dość karmienia się złudzeniem, że to ciało – zestresowane i zmęczone – potrzebuje więcej łagodności.

Nie. To ciało potrzebuje przerwy od tego pieprzenia.

Czasem trzeba powiedzieć prawdę

Czasem chcę spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Dobra, Małgocha. Spasłaś się. Masz ochotę zdzielić lustro. Wyglądasz jak pierdolony croissant. I co z tego?”.

Bo można nie lubić siebie. Można czuć się rozjebaną, zmęczoną, grubą i sfrustrowaną. To nie odbiera prawa do bycia wartościową osobą i życia dalej. Do tego nie są potrzebni coachowie z internetu. To jest prawo, które mamy same z siebie.

Solidarność w niedoskonałości

Więc jeśli dziś też siedzisz w dresie, żresz czipsy, pijesz wino i chcesz zniknąć – masz do tego święte prawo. Tak samo jak ja. Tak samo jak Edyta Górniak. I to jest wreszcie uczciwe.

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *