Jak udawanie sukcesu kończy się rzyganiem w hotelowym kiblu

Miej wyjebane? Fake it till you make it?

Znacie te hasła? Wszyscy znają. Internetowe mądrości, które brzmią jak złote drogowskazy, a w praktyce są jak karteczki z wróżbą z chińskiego ciasteczka – niby błyszczą, ale po godzinie i tak masz zgagę.

Miej wyjebane

To nie żadna strategia życiowa. To tryb awaryjny dla tych, co już się dawno rozsypali. Nie masz pieniędzy? – Miej wyjebane. Nie masz sensu w życiu? – Miej wyjebane. Masz depresję? – Miej wyjebane i idź się uziemić kadzidełkiem w dupie, z kryształami przyklejonymi do czakry brzucha.

Tyle że „mieć wyjebane” nie uzdrawia. To raczej jak przyklejenie plasterka z Myszką Miki na złamaną nogę – na chwilę odwraca uwagę, ale problem zostaje.

Fake it till you make it

Czyli – udawaj, aż ci się uda. Brzmi jak plan? Nie, to przepis na syndrom oszusta w pakiecie premium. Na scenie stoisz w szpilkach, świecisz zębami, a potem zwijasz się w hotelowym kiblu, wymiotując ze stresu. Ale hej – masz zdjęcie z roll-upem w tle! Idealne na Insta. Podpis: „Kolejny krok w stronę sukcesu”. A ty wiesz, że to nie sukces, tylko więzienie ze slajdów w PowerPoincie i plastikowych uśmiechów.

Ja tam byłam

Wklejałam motywacyjne cytaty. Kupowałam kursy od dziewczyn z balonami, botoksem i bio w stylu: „Pomagam kobietom sięgać po swoje, nawet jeśli nie wiedzą, co to jest”. Robiłam sobie zdjęcia z mikrofonem, jakbym miała coś naprawdę ważnego do powiedzenia.

Ale to nie był rozwój. To był bieda-stand-up z desperacją w roli głównej i ego w roli suflera.

Dla lajków? Dla komentarzy: „wow, jesteś taka inspirująca”? Dla c-h-u-j wie czego.

Bo ten teatr zawsze kończy się tak samo – kurtyna spada ci na łeb. I jeszcze uszkadza rzęsy 1:1.

Teraz

Nie udaję, że nie boli. Nie udaję, że wiem, co robię. Przestałam grać w spektakl „Fake it till you make it”, bo bilety są drogie, a i tak zawsze kończą się kacem moralnym.

Piszę książkę. Rozbieram to wszystko na części – bez litości, bez filtra, bez tej tandetnej „inspiracji poza horyzont zdarzeń”.

I wiesz co? „Bądź sobą” też jest pułapką. Bo co, jeśli całe życie byłam tylko zbiorem cudzych narracji – ładnie opakowanym w grzeczny uśmiech?

Podsumuję:

Jeżeli też ci wmówili, że sukces = udawanie, to witaj. W mojej ksiażce #zdziryzfejsa, rozbieram to wszystko na części. Bez litości. Bez filtra. Bez „sięgania poza horyzont zdarzeń”

Jeszcze Ci mało? No to masz!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *